piątek, 30 maja 2014

Chusta pusta i dostawka

I kolejne dwa bajery, które posiadamy.

Chusta do noszenia dzidziunów to kolejny gadżet, który testowaliśmy. Z początku wyglądało to całkiem nieźle. Chusta, którą można szybko zawiązać coby młodego nosić, a Jankę transportować w wózeczku. Testowałem wcześniej nosidełka i sądziłem, że to będzie to samo tylko bardziej naturalne (jeśli wiecie o co chodzi). Więc zakupiliśmy takową chustę, a nawet poszliśmy na warsztaty z wiązania. Nawet cieszyłem się na pewien rodzaj węzła, gdzie dzidziun jest pod pachą coby mieć jedną rękę wolną do trzymania np. kufla :)

Jednakże jak przyszło używać jej  w życiu codziennym to żonin trochę z nią pochodziła (do momentu kiedy Tymek osiągnął okrągłą liczbę 5 kg), po czym stwierdziła, że ona jest za słaba (żonin nie chusta) do noszenia Tymka.

A dla mnie?

Nie wiem czy to kwestia złego wiązania czy czego, ale gdy używałem chusty to cały czas miałem wrażenie, że Tymkowi zaraz głowa odpadnie, bo jest źle dowiązany. Pomimo, że robiłem wszystko poprawnie wręcz czasem do przesady (często węzeł był tak sztywny, że ledwo mogłem oddychać). Poza tym chodzenie z młodym w chuście w zimie powodowało, że albo mi było za gorąco (bo młody grzał jak mała farelka) albo za zimno (jak potrzebowałem choć chwili bez sauny pod kurtką). Dlatego też z racji szybkości, wygody i takich tam przerzuciłem się na nosidło i z tym mi było lepiej. A teraz Janka sama już może chodzić więc ani jedno ani drugie nie jest na razie potrzebne (no chyba, że pojedziemy w góry to wtedy nosidło jak znalazł)

Drugim gadżetem, który testujemy i nawet wykorzystujemy to dostawka Litaf. Dostawka to takie ustrojstwo, które jak sama nazwa wskazuje dostawia się do wózka i wtedy większy dzidziun może sobie podziwiać stopy tego młodszego wożąc się z tyłu wózka. Czyli stoi (w naszym przypadku jeszcze siedzi, ale to tym zaraz) trzymając się wózka i jeździ trochę jak na deskorolce. Generalnie całkiem przyjemne i prawie wygodne urządzonko. Ale pod warunkiem, że większy dzidziun ma ochotę na przejażdżkę tym ustrojstwem (młodszy generalnie ma raczej w nosie co się dzieje i gdzie jedzie jego siostra). Jak nie ma to może się to skończyć bliskim spotkaniem trzeciego stopnia z glebą (co zresztą się raz stało). Dodatkową opcją jest siedzisko, które w założeniu umożliwia siądnięcie sobie zmęczonego staniem dzidziuna. Ale problem jest jeden - brak podparcia. Czyli jeżeli dzidziun chce usiąść musi się czegoś złapać i kurczowo trzymać, bo każde wachnięcie tegoż urządzenia powoduje utratę równowagi malucha.

A i z racji 3 kół jest to delikatnie mówiąc mało stabilny pojazd.

Podsumowując jeżeli macie płaskie powierzchnie (czyli chodniki gładkie jak stół) i wasz pociech wykazuje skłonności i dobrą wolę do przewiezienia się tym to szczerze polecam w przeciwnym wypadku raczej nie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz