piątek, 3 października 2014

Wracam do życia

Mój czas na rodzicielskim powolutku dobiega końca (został tydzień).

Urlop uważam za wykorzystany całkiem dobrze. Sporo nauczyłem się o sobie i grzdylach (wiem na przykład jak wyprowadzać 2 dzieci z domu w czasie poniżej 15 minut:). Myślę, że załapałem z nimi całkiem niezły kontakt. Z perspektywy czasu widzę, że urlop to była naprawdę fajna przygoda. Przekonałem się jaki to ciężko-lekki (pod różnymi względami) kawałek chleba to całe zajmowanie się dzidziunami. I tak w sumie to nie był do końca urlop - to było bardziej zadanie z dziedziny ćwiczeń na koncentrację, logistykę i wzmacnianie sił spokoju. Generalnie było, jest i będzie fajnie.

Co do czasu po.

Na dzień dzisiejszy układ jest taki, że Janka i Tymek trafiają do żłobka. Niestety z racji mojego dojeżdżania do pracy Janeczka będzie musiała się przyzwyczaić do trafiania do żłobka w okolicach godziny 6.30 i do odbierania przez dziadka w okolicach godziny 15-16. Nie jest to układ, który mi się podoba, ale niestety w chwili obecnej nie ma innego. Tymek ma ciutkę lepiej, bo jego żłobek jest niedaleko więc mama może go z rana zaprowadzić a po południem odebrać. No i mój czas spędzany z dziećmi zostanie drastycznie okrojony do jakichś 2-3h  dziennie (czyli wracamy do statystycznego czasu spędzania dziecka z ojcem), niestety dodatkowo jak zapewne wiecie (albo nie) wieczorkiem dzidziuny zmęczone po całym dniu zdarzają się być raczej marudne, więc przy Jance trafiałem zawsze na czas płaczu i jęków niż uśmiechu i radości.

Ale dość użalania się. Trzeba założyć, że będzie dobrze.

Z innej beczki:
Mogłoby się wydawać, że jak Tymek i Janka są w głównej mierze w żłobku to mam trochę więcej czasu dla siebie. Jednakże zgodnie ze starym przysłowiem, że żony nie lubią kiedy mężowie nic nie robią dostałem wykaz od żony zaległych prac porządkowo-budowalnych, które trzeba spełnić do czasu mojego powrotu do bycia korpo-szczurem (w moim przypadku bycia szczurkiem muzealnym :). Wiecie te wszystkie prace w typie "Jak facet mówi, że zrobi to zrobi i nie trzeba mu o tym przypominać co pół roku" :). Czyli żona zadbała o to, żebym się nie nudził. Po południami zaś (kiedy zwykle przekazywałem dzieciaki żonie coby ździebko odpocząć) znajdujemy czas na drobne przyjemności jak wspólny spacer czy zabawa.

P.S. Powyższa notka wcale nie oznacza, że przestaję pisać.
P.S.2 W Gazecie Wyborczej napisali, że takich jak ja w Polsce jest raptem 2 tysiące (ale kto by tam tej gazecie wierzył :)

2 komentarze:

  1. Ło matko! 2 tysiące Gajuszów! Nie dziw, że ludzie z kraju uciekają ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. A jak wejdzie nowe prawo to będzie nas miliony :)

    OdpowiedzUsuń