wtorek, 3 marca 2015

Tata na pracującym (biegu)

Długo nie pisałem. Pora nadrobić.
Co się zmieniło?
Żona znowu jest w ciąży.
Była niedawno na USG i Pani doktor powiedziała jej:
"Gratulacje obydwa serduszka biją równo i mocno"
Więc tak nasza rodzina wkracza w nieznane rejony rodzin patologicznych, czyli tzw. rodzin wielodzietnych :)
Żeby to jeszcze była rodzina wielodzietna z trójka, ale nie: jak szaleć to od razu. Na razie nie wiadomo jaka będzie płeć, wiadomo tylko, że będą jednojajowe, więc albo dwóch chłopców albo dwie dziewczynki.

Co poza tym?
Cóż, wróciłem do pracy i bez większych perturbacji (podkreślam większych, bo mniejsze i średnie się zdarzyły), z powrotem wykonuje swój zawód.
W chwili obecnej mój dzień wygląda następująco:
Budzę się o 5.30 (z reguły, bo czasami zdarza się, że Janka wybudza się już o 5).
O 6.15 Kiedy Janka jest już gotowa i ubrana wyruszamy do żłobka.
Od 6.30 Można dzieciaki zostawiać w takim żłobku.Więc akurat jesteśmy na styk coby się przebrać i ruszyć do pokoju zabaw. Na początku myślałem, że Janka o tej 6.30 będzie jedynym dzieckiem ale, gdzie tam. Nie tylko ja jestem rodzicem idącym tak wcześnie do pracy, więc koleżanki i koledzy już są.
6.45 Wyruszamy wraz z kolegami do pracy (jak nie prowadzę to zawsze jakieś pół godzinki snu jeszcze można urwać).
7.50 Jesteśmy na miejscu (jedziemy około 50km).
8-16 Staram się rzetelnie pracować dla dobra narodu.
16-16.30 W zależności od tego jak się koledzy ogarną wyruszamy z powrotem.
17-17.45 - W zależności od natężenia ruchu jestem w domu (i znów jak rano jak nie prowadzę to można uszczknąć jakieś pół godzinki na regenerację)
I tutaj nie ukrywam jest ta najprzyjemniejsza część dnia kiedy wchodzę do domu i widzę uśmiechnięte buzie moich dzieci i mojej lepszej połowy to jakoś tak zmęczenie ucieka (No chyba, że chandra, choroba, kłótnia, walka, głód, wojna - niepotrzebne skreślić to wtedy jest ciężej).
W tym punkcie muszę być (a raczej staram się co łatwe nie jest) maksymalnie nastawiony na spędzanie czasu z rodziną i to fajne jest niemożebnie.
Potem tylko jak się dzidziuny już kleją do ścian to do kąpieli, kolacyjka, czytanie bajek i spać (w sensie maluchy).
Więc mamy 20 i cóż robimy z tak młodą godziną?
Cóż na 1h (maksymalnie półtora) wkładam mundur instruktora harcerskiego (duchowo oczywiście) i dzielnie pracuję dla organizacji.
No chyba, że nic nie ma do roboty to wtedy po prostu odmóżdżam się w sieci.
A potem tylko o 21 oglądamy z żoną nasz ulubiony serial (jest kilka więc nie podaje), następnie przygotowujemy jakiś obiad na następny dzień i o tej 23 czas spać.
Wydawałoby się, że to koniec, prawda?
A no nie, bo jak się dzieciom coś złego śni, albo chcą wody, albo sprawdzić czy przypadkiem potwór nie zamieszkał im w szafie czy pod łóżkiem (żartuje potwory przecież nie istnieją prawda?) to wstaję ja. Przecież nie wygonię ciężarnej z łóżka (zresztą raz próbowałem, ale mnie przegłosowała, ech reguły demokracji są czasami okrutne w końcu ona ma 3 głosy :)

I tak kończę mój typowy dzień jak co dzień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz