środa, 26 marca 2014

Jak zostałem potworem

Czasami zdarza się, że człowiek zostaje potworem nawet tego nie podejrzewając...

Młoda jak to dwulatek (prawie) od czasu do czasu ma tzw. bunt dwulatka (to ma nawet swój wpis na Wiki).
Akurat wypadło jej, że jeden z ataków miał miejsce na przejściu dla pieszych. Musicie wiedzieć, że Janka jak czegoś nie chce na spacerze np. chodzenia za rękę to po prostu siada na ziemi i nie ma siły, żeby zmusić ją do powstania (To znaczy jest siła - fizyczna - w sensie bierze się dziecko pod pachę i przenosi w miejsce, gdzie bezpiecznie może poddać się buntowi). I tak było i tym razem. I taka sytuacja dziecko leży sobie na chodniku (bunt na 100 fajerek), płacze, bo Tata przeniósł z takiego fajnego miejsca. Tata heroicznie dziecku tłumaczy "Janeczko jak Tata trzyma za rękę to nie należy się wyrywać, jak będziesz mogła sama chodzić to cię puszczę", jednocześnie cały czas trzymając mała za rękę, bo a nuż wstanie i zacznie uciekać (to znaczy nie zdarzyło się to jeszcze, ale a nuż).

Trwa to jakieś może max. 3 minuty, w międzyczasie 2 babcie (oddzielnie) zatrzymują się i (co "kocham") mówią do Janki: "Oj, bo cię Pani do torby zabierze" lub coś w tym stylu. Po takiej pomocy młoda jeszcze bardziej przerażona zaczyna płakać. Panie widząc co narobiły umykają po angielsku w siną dal.

Nagle podchodzi zza pleców Pani z dzieckiem w wózku i rzuca: "To potworne co Pan robi z tym dzieckiem!". Miałem właśnie zapytać, co takiego potwornego jest w trzymaniu córki za rękę (może to, że leżała na ziemi), gdy Pani dodała: "Mam zadzwonić na Policję"?
Widząc moją zdziwioną minę nawet młoda przestałą płakać i usiadła. Uśmiechnąłem się i grzecznie odpowiedziałem Pani, że proszę bardzo numer to 997 albo 112, ale że lepiej na 112, bo to na komórki jest. Pani załapała klasycznego karpia i na odchodne rzuciła: "Jak Pan chce tak wychowywać dziecko to szczerze mu współczuję". Cóż mogłem zrobić jeszcze raz się uśmiechnąłem i odpowiedziałem grzecznie: "Dziękuję pięknie i miłego dnia".

Jakieś kilka dni później idę sobie spokojnie ulicą z młodzieżą (młoda na barana  u ojca na barkach, młody grzecznie podziwia świat z poziomu wózka) i cóż widzę?

Na oko dwuletnią dziewczynkę (była ubrana na różowo, więc albo dziewczynka albo chłopak ma pecha i tylko dziewczynki w rodzinie) leżącą na ziemi wrzeszczącą, jakby koniec świata się zbliżał i tą samą Panią pochylającą się i błagalnie coś mówiącą do pociechy. W pewnym momencie Pani rozgląda się wokół trafia na mój wzrok i uśmiech... i już mam podejść i spytać się czy dzwonić na Policję (no dobra trochę złośliwy to jestem).

Niestety nie udało mi się, bo nigdy w życiu nie widziałem, żeby ktoś tak szybko podniósł swoje dziecko i dosłownie przebiegł przez przejście dla pieszych.

Ech, następnym razem zapytam o co chodzi z tym potworem...

2 komentarze:

  1. W sumie to lepiej dzwonić na 997 bo wtedy dodzwonisz się do miejscowej policji bo na 112 to do centrum powiadamiania ratunkowego:P Tak na przyszłość żeby była jasność.

    OdpowiedzUsuń